Header Ads

niedziela, 17 stycznia 2010

Pędzi, pędzi kulig niczym błyskawica
Hej, porwali te panny prosto od Kmicica!

Wprawdzie do Kimicica daleko (eh - wspomnienia tego lokalu z dawnych - dobrych czasów powodują łezkę w oku). Taki "salon Zakopanego" :D...
No ale - niestety nie "Kmicic", ale park przy Palmiarni i nie Zakopane, a Gliwice. Do kuligu też to podobne nie było, jedyne co by się z piosenką zgadzało - to, że była zima :D
Kiejby w kawale:
- Drogie Radio Erewań, czy to prawda, że na Placu Czerwonym w Moskwie rozdają samochody?
- W zasadzie to prawda, ale nie na Placu Czerwonym, a placu Lenina. Nie w Moskwie, a Leningradzie. Nie samochody, a rowery. I nie rozdają, a kradną"


No ale wracając do merutim, o które jeszcze nie zachaczyłem nawet. W sobotę odbyła się kolejna z sesji niedawno zaplanowanych - zimowa, taka trochę w stylu gothic - fetish.
Z modelką (zresztą koleżanką z kręgów gotyckich i imprez) ustalona godzina i miejsce - ozeszkurwanabacie kto to widział tak wczas o nieludzkiej porze wstawać. Ok 7:30, żeby się przygotować i na 11 dojechać do Gliwic.
Oczywiście - standardowo - autobus do Katowic mi uciekł (albo wogóle nie jechał), docieram tranportem łączonym - bus do Mysłowic (mając nadzieję, że dogonię autobus - nierealne), stamtąd autobus na pętlę w Katowicach - przesiadka na tramwaj. Nosz kurna - od dawna uważam, że to jest porąbane. Rozumiem pętle przesiadkowe i chęć ograniczenia ruchu autobusów w centrum. Ale - przesiadka na pętli (pomijając sprint 150 - 200 m do tramwaju, po to - żeby czekać w nim kolejne 10 min na odjazd. I później tłuczenie się rozklekotanym pojazdem do centrum. Wolę jednak nasze jaworznickie autobusy - dojeżdżające do samego centrum Katowic w 40 min. Tu - z samych Mysłowic do centrum droga zajęła mi godzinę - bosko...
W międzyczasie sprawdzenie na komórce rozkładów PKP, pewna szansa istnieje - niestety, rozkopane tory tramwajowe skutecznie wybiły szansę z głowy. Pociąg ucieka - kolejny za 20 min. w dodatku pospieszne Inter Regio - niech będzię. Chwila na kolejne podziwianie "zabytkowego dworca PKP w Katowicach" - jedna z ostatnich - w tym roku wchodzą tu buldożery...
W końcu - udaje się dotrzeć do Gliwic z zaledwie 40 minutowym opóźnieniem - zajebiście. Przywitanie się z Aśką, przejście do parku. Pierwsze próbne zdjęcia, następnie przejście do właściwych strojów.
Ściągnięcie płaszcza - jeszcze znośnie...

Winter park

Winter park

Winter park

Kilka(naście) zdjęć - zmiana stroju - Osz... zimno... sygnalizuje mi Asia, ale - na pytanie, czy na pewno chce dalej brnąć - stanowczo odpowiada, że tak - że da radę. Cóż - sama chciała.

Winter park


Ja w pewnej chwili stwierdzam, że palce zaciśnięte na aparacie kostnieją mi na mrozie, chcąc mieć płynność ich ruchów musze założyć rękawiczki - skórzane bez palców. Jednak po chwili zmiana decyzji. To nic, że niewygodnie - muszę jednak ubrać normalne. Gdzie te czasy - kiedy człowiek cały finał WOŚP spędził na polu - pod sceną przy trzaskającym mrozie - tylko w cienkich rękawiczkach. Cóż - starość (jak mi to niedawno pewne młode niewiasty wypominają) :P

Winter park

Naprawdę podziwiam Asię - że ona przy takich temperaturach jakoś daje radę. Co jakiś czas ubranie rzeczy - zagrzanie się, parenaście zdjęć w pełniejszym ubraniu i znów rozebranie do cienkiego gorsetu...

Winter park

Winter park


Zmiana miejsca - wchodzimy na pomnik, tam znów trochę zdjęć w różnych aranżacjach, trochę żałuje, że ten park nie jest gęstszy - zapamiętać na przyszłość, jednak lepszy park do takich zdjęć to chorzowski przy WPKiW, tam zarówno wybór roślinności jak i ciekawych obiektów jest lepszy.

Winter park

Winter park


Winter park

Nieco zmarzniętą Asię namawiam na przejście do cieplejszego miejsca - porozmawiać i napić się gorącej czekolady. Tam kolejna prawie godzinka spędzona w miłym towarzystwie na rozmowie. Powrót do parku - jeszcze kilka zdjęć i koniec na dziś.
Asia wsiada w samochód wracając do Zabrza, ja - miałem szczery zamiar jechać prosto do Katowic i do domu, ale jakoś wciągnął mnie pub w stylu Irlandzkim - zawsze lubiłem tu przychodzić. Więc szybka decyzja - Guiness i pierogi z mięsem. A później się dziwić, że bagażnik z przodu rośnie :D
Nic to, zrzucimy na wiosnę, tym bardziej - że Asia obiecała wspomóc mnie na basenie - już mnie wszystko boli (słysząc o tym ile i jak ona pływa).

Winter park

czwartek, 14 stycznia 2010

Dziś notki właściwie nie będzie. Ot - przez przypadek odsłuchałem dziś utwór zespołu, który ze szczerego serca mogę polecić - całą twórczość :D
Ot muzyka ciekawa, teksty znakomite - i jakie prawdziwe. Warto posłuchać takiej muzyki, dla kontrastu z wszechogarniającą nas papką, która niczego ze sobą nie niesie...

A zapomniałbym oczywiście - po raz pierwszy linka do twórczości tego zespołu podesłała mi madziaro - za co wielkie dzięki :D

Więc - zapraszam do odsłuchania...



A moze jeszcze dwa, ale takie za to bardziej rubaszne :D



piątek, 8 stycznia 2010

"Coś tam było! Człowiek!
Może dostoł?! Może!..."

Znów notka miała być o czymś innym - i znów pod wpływem chwili zmieniłem zdanie :D I tym razem notka raczej nie będzie śmieszna :P

Powszechny i łatwy dostęp do porządnie wykonanych replik ASG, które wizualnie nie różnią się niczym od "ostrych" oryginałów spowodowała wysyp zdjęć pięknych dziewczyn z narzędziami mordu w rękach.



I nie chodzi o sam fakt pozowania z bronią, bo pomysły na zdjęcia tego typu są lepsze i gorsze - niektóre są wręcz genialne. I nie żebym krytykował - sam takowe zdjęcia popełniłem roku pańskiego 2006.
Chodzi o co innego - otóż w 90% przypadków wszystkie zdjęcia (a cechuje to zwłaszcza płeć piękną) zdjęcia mają jedną, ale cholernie ważną wadę.

Prawie wszystkie niewiasty trzymają paluchy zaciśnięte na spustach. Nieważne, czy w coś celują (no powiedzmy, wtedy można jako licenta poetica uznać, że właśnie otwierają ogień), czy właśnie idą, czy pozują z bronią trzymaną do góry.



Wszędzie te wredne paluchy na spuście. Jak magnes przyciąga....

Sam zresztą "objeżdżałem" o to modelki, które u mnie pozowały, a i tak oczywiście po zrzuceniu zdjęć na kartę - paluchy na spustach...Niestety - nie wszystko da się zobaczyć w wizjerze aparatu...

"Nikita"

Ja wiem, że to tak fajnie odstaje, można fajnie chwycić.

Ja wiem, że teoretycznie są bezpieczniki/blokady chroniące przed naciśnięciem spustu.

Ja wiem, że są dwustopniowe blokady spustu chroniące przed przypadkowym strzałem.

Ja wiem, że szansa na to, że te osoby dostaną faktycznie broń ostrą do ręki jest znikoma, ale szansa dostania repliki naładowanej i gotowej do oddania strzału jest dużo, dużo większa. Wystarczy, że osoba, która wypożycza takowy gadżet nie odepnie baterii, czy nie spuści gazu z magazynka.
A i tym można niestety niezłą krzywdę zrobić.

Czy tak trudno pomyśleć, że jeśli mamy palec na spuście - nawet luźno położony, to w przypadku kiedy coś nas wystraszy, kiedy się potkniemy np idąc, kiedy coś wytrąci nas z równowagi - ten palec może naciśnąć spust? Pal licho, kiedy replika/broń jest rozładowana. Ale jeśli nie jest?

Może i jestem przewrażliwiony, może i są to dobre nawyki wyniesione z combatów ASG/szkoleń, strzelnic. Ale po ręce opadają, jak widzę kolejne takie zdjęcia (tu znów moje zdjęcie - no cóż - a nie mówilem?

G.I. JOE

Czy tak trudno jest pomyśleć i położyć ten palec wzdłuż kabłąka spustu? Co ciekawe - zjawisko to obserwuje tylko w krajach, gdzie dostęp do broni palnej jest niewielki i brak obycia z podstawowymi zasadami bezpieczeństwa. Tam, gdzie obycie z bronią jest od dziecka - takich "kwiatków" na zdjęciach jest dużo mniej.


Źródło: http://www.flickr.com


Swoją drogą - to samo obserwuje na pokazach militarnych, gdzie cywilbanda (do której i ja się zaliczam :>) może sobie wziąść do ręki prawdziwą ostrą broń, poprzymierzać się do niej, porobić zdjęcia... aż strach pomyśleć co by się działo, gdyby pozostał jeden magazynek z ostrą amunicją ;)

Niestety - jest to walka z wiatrakami. Ilość komentarzy - nie tylko moich pod zdjęciami przedstawiających to zjawisko idzie w setki, obecnie - gałązki mi opadły i już nie mam siły - stąd ta notka ;)
I tak - tak jak pisałem na początku - ja również niestety takie zdjęcia mam w swoim dorobku. Dlatego - zwracajmy na to wszyscy uwagę, bo wydaje mi się, że warto. A może tylko marudzę, bo się nie wyspałem? :D

Wybór zdjęć subiektywny i zupełnie przypadkowy :D

Prawidłowy sposób trzymania broni :D



Źródło: http://www.flickr.com




środa, 6 stycznia 2010

Notka miała być o czymś innym.
Ale - moja ukochana gazeta.pl jak zwykle dostarczyła mi niesamowitej rozrywki :D
Z radością stwierdzam, że myślałem, iż poziom "dziennikarstwa" w tym portalu osiągnął już poziom dna. A tu jeszcze ktoś puka od spodu.
Boshe, gdybym ja takiego bebloka w gazecie (jako DTP-owiec) puścił, to chodziłbym bez premii przez rok...

Owszem, to nie jest strona Gazety Wyborczej, ale jakby na to nie patrzeć - jest to powiązany z nią portal. A takie "kwiatki" jak poniżej zdarzają im się prawie codziennie i to w wielu artykułach. Obecnie te notki chyba piszą dzieci z podstawówki, bo inaczej tego się nie da określić.

Poniżej artykuł, który mnie rozwalił na łopatki. Zapewne za chwilę - po kilku komentarzach pod artykułem, ktoś się zorientuje i to poprawi, ale screenshoty pozostają :D

Skandal na Słowacji: Policja podrzucała podróżnym bomby
jagor, IAR 2010-01-06, ostatnia aktualizacja 2010-01-06 08:26:17.0

Międzynarodowy skandal dyplomatyczny wywołała nieudana akcja słowackich służb specjalnych. W ramach testów kontrolnych podrzuciły do bagażu podręcznego materiał wybuchowy Słowakowi lecącemu do Irlandii.


Szef słowackiego MSW Robert Kaliniak usprawiedliwił się już swojemu irlandzkiemu partnerowi - Dermotowi Ahernowi.

W ramach ćwiczeń na lotnisku w Popradzie słowaccy policjanci podrzucili do bagażu podręcznego kilku podróżnym materiały wybuchowe, które miały odszukać specjalne szkolone psy. Jeden z pasażerów, 49-letni mechanik, pracujący w Irlandii, który wracał po Świętach do Dublina, odleciał jednak do Irlandii z 90-gramami hexogenu - potężnego materiału wybuchowego.

Zawiódł zarówno pies jak i jego instruktor, który został nieoczekiwanie odwołany z lotniska. Słowackie służby bezpieczeństwa nie zawiadomiły pilota maszyny o grożącym niebezpieczeństwie. Maszyna szczęśliwie wylądowała w Dublinie a nic nie podejrzewającego Słowaka zatrzymała dopiero irlandzka policja, kiedy słowackie władze powiadomiły irlandzki MSW o całym incydencie. Ze względu na grożące niebezpieczeństwo podczas zatrzymano kilka kamienic i dwie ulice w Dublinie. Po 3-godzinnym przesłuchaniu Słowak został zwolniony.

Irlandzkie władze uznały akcję za "skrajnie nieodpowiedzialną". Robert Kaliniak szef słowackiego MSW wyraził "głębokie ubolewanie z powodu incydentu". Zapewnił jednak, ze hexogen nie mógł spowodować wybuchu.


jagor, IAR



Pozwalam sobie również zamieścić moją radosną twórczość, którą zamieściłem w komentarzach pod artykułem :D

Gazeto. Po raz kolejny masa błędów w krótkim artykule. Poniżej
kilka "smaczków".

"Jeden z pasażerów, 49-letni mechanik, pracujący w Irlandii,
który wracał po Świętach do Dublina, odleciał jednak do Irlandii z
90-gramami hexogenu - potężnego materiału wybuchowego."


Zdanie wielokrotnie złożone (błędnie zresztą). Do tego niepotrzebne
powtórzenie nazwy kraju w tak krótkim fragmencie. Nie mówiąc już o
tym, że wynika z niego jakoby Dublin nie był w Irlandii :D.

---------------------

"Zawiódł zarówno pies jak i jego instruktor, który został
nieoczekiwanie odwołany z lotniska"


Odwołany kiedy? Znów składnia sugeruje, że test się nie powiódł, bo
instruktor został odwołany nagle z lotniska?
Ale wtedy nie można powiedzieć, że zawiódł instruktor - bo ktoś go
musiał odwołać - czyli wypełniał polecenie.
A jeśli po incydencie - to też nie można użyć słowa "nieoczekiwanie".

------------------------

"Ze względu na grożące niebezpieczeństwo podczas zatrzymano kilka
kamienic i dwie ulice w Dublinie."


No tak, jak wiadomo - kamienice są niebezpieczne i należy je
zatrzymać - najlepiej używając oddziałów specjalnych.
Mam pytanie - czym się krępuje takie kamienice? Bo chyba nie
kajdankami?


wtorek, 5 stycznia 2010

Sesja, Jaworzno 30.12.2009 ;)

"Dzieci wesoło wybiegły ze szkoły
zapaliły papierosy wyciągnęły flaszki
chodnik zapluły ludzi przepędziły
siedzą na ławeczkach i ryczą do siebie

wszyscy mamy źle w głowach że żyjemy
hej hej la la la la hej hej hej hej"


Plan był z gatunku chytrych i szczwanych - mniej lub bardziej. Od dawna miałem zamiar zrealizować sesję "szkolną" - pierwotny pomysl sprzed miesięcy zakładał, że sesję zrealizuję z Evenstar.
Niestety - ponieważ ona jakoś straciła zapał do tego pomysłu, został on odłożony ad acta, jak wiele innych równie szczwanych.

Ponieważ ostatnio chciałem rozszerzyć nieco swoje portfolio i wyjść poza zakres dotychczas eksponowany - czyli stricte kręgów gotyk/rock - postanowiłem dołączyć do loży szyderców i założyłem konto na portalu Max Models (moje knoty).
Dzięki temu zgłosiło się wstępnie kilka osób z propozycją współpracy - jedną z nich była strasznie sympatyczna modelka z mojego rodzimego miasta - Kasia. W miarę rozwijania się rozmów na gadulcu, zderzyły się w końcu dwie kuleczki w mojej mózgownicy - przypomniałem sobie o dawnym pomyśle i postanowiłem go zrealizować jeszcze w tym roku.

Szybki telefon do znajomego nauczyciela, który już kiedyś deklarował - że takową salę może mieć do dyspozycji, ustalenie szczegółów, potwierdzenie dostępności niezbędnego ekwipunku garderobianego, wstępnych pomysłów.

I taaadaaaaam - pierwsze koty za płoty.
Prawie wszystko gotowe.
W międzyczasie pojawia się lekki upragde - genialny plan v 1.2 - udział jeszcze jednej modelki zaproponowanej przez Kasię. Czemu nie - będzie to wyglądało jeszcze fajniej, pomysły kłębią się w głowie (i bynajmniej nie te z "Russian Institute", jak to mi już w pewnym miejscu sugerowano :P).
Do kompletu brakowało jeszcze kogoś, kto zadba o odpowiedni make-up i ogólnie pojęty wizaż i pomoc w stylizacji. W końcu - co dwie głowy, to nie jedna.
Tu kolejny telefon do zaprzyjaźnionej wizażystki (Mary :*), która już kiedyś zgłaszała chęć zabawy przy sesjach - tak da radę, termin jej pasuje.

Uffff ruszyła maszyna po torach ospale...

Końcowe poprawki planu, przywóz ciuchów etc. itd.

Wszystko idzie świetnie, ale - jak coś idzie dobrze, to musi się spie.... tzn zepsuć....
Najpierw - na tydzień przed sesją - wiadomość od wizażystki - zmarł jej kolega - termin pogrzebu wyznaczony na dzień ustalonej sesji.
Kasia mając do wyboru - sesję bez wizażystki, ew sesję z wizażystką, ale w dniu kolejnym, zgadza się na to drugie. Na dwa dni przed sesją - kolejny grom z nieba, druga modelka z powodów osobistych (również pogrzeb bliskiej osoby) musi zrezygnować.
Próby znalezienia filigranowej modelki - szatynki - na którą pasowałyby zgromadzone rzeczy - praktycznie niemożliwe. Na ogłoszenia na Max Models zgłasza się kilka osób, ale żadna z nich nie pasuje do koncepcji (albo za wysokie, albo za młode etc.). Zapada decyzja - robimy okrojony plan z jedną modelką.

Dzień sesji - spotkanie z Mary, kawa, plotkowanie. Zebranie sprzętu i wymarsz do szkoły, przed którą czeka już modelka. Szybka prezentacja, rozpoczęcie ustawiania sprzętu - Mary zaczyna zajmować się twarzą Kasi... Taaaaaak kolejnym razem zdecydowanie muszę skorygować ramy czasowe przeznaczone na przygotowanie modelek, bo hurra optymistycznie przyjąłem, że ok godziny wystarczy. W sumie - po rozłożeniu i ustawieniu sprzętu, przygotowaniu garderoby - mogłem spokojnie położyć się jeszcze na godzinną drzemkę ;)
Nie no bez przesady - dzielny nomad chodził to tu, to tam, bawił panie rozmową i takie tam :D

W końcu - zdjęcia :) - wielokrotna zmiana ustawień świateł, często - zanim zdążyłem zmienić ustawienie, Kasia już zmieniła pozycje (grrrr) :D

Shoolgirls

Po pewnym czasie - zmiana wizażu i stylistyki. Grzeczna uczennica zmienia się w zdecydowanie niegrzeczną. Delikatny makijaż zastępowany jest znacznie mocniejszym, podobnie i strój.

Schoolgirls

Kasia okazała się fenomenalną modelką, która instynktownie wiedziała jak się ustawić, obiektyw przyciągał jej wzrok. Świetne połączenie młodzieńczej kobiecości z flirtującym wampem ;) Do tego dokonała figura i naturalność w pozowaniu. Na pewno chciałbym jeszcze z nią współpracować, podobnie dobrze pracuje mi się z medeah - ale z nią znamy się jak łyse konie i już nie jedna sesja za nami, a tu podobne porozumienie już na pierwszej sesji. Fajnie :D

Schoolgirls

Podobnie Mary jako wizażystka - też pracowaliśmy pierwszy raz ze sobą, ale chyba zostaniemy na dłużej ;) (mam taką nadzieję).

Od Zmiana makijażu


Szczwane plany zrealizowane tylko w pewnej części, garderoba wykorzystana też tylko w ok. połowie. Cóż nie wiadomo kiedy zrobiła się godzina 17 i trzeba było kończyć.

Od Mary przy pracy. Szybkie poprawki w trakcie zdjęć


Cóż - już w terminarzu na początek tego roku jest zaplanowana wersja szkolna z dwiema modelkami :D
Co się odwlecze, to nie uciecze - wnioski z pierwszej sesji są, pierwsze zdjęcia również :D

Shoolgirls

"tony papieru tomy analiz
genialne myśli tłumy na sali
godziny modlitw lata nauki
przysięgi plany podpisy druki"

Schoolgirls