Header Ads

poniedziałek, 29 listopada 2010

Postanowiłem wrócić do historii niedokończonych...
W końcu - kiedyś trzeba :D
na pierwszy ogień idzie Turcja 2009 (choć nie będzie to po kolei - chronologicznie, tylko - w kolejności losowej).

Tą wycieczkę fakultatywną przenosiliśmy kilka razy. Głównie - ze względu na obrażenia po słoneczne Karoliny. Jakby na to nie patrzeć - wpinające się linki i sznureczki na popalonej skórze - nie brzmią za dobrze...
No nic - decyzja podjęta, wycieczki poprzesuwane już wcześniej - więc Turcję kończymy dwoma mocnymi uderzeniami, przyprawiającymi o lekkie drżenie kolan i skok tętna (ach ta adrenalinka)...

Wstajemy rano, odjazd mamy mieć o 8, więc - pakowanie się, sprawdzenie czy baterie i karty pamięci są na swoich miejscach, szybkie śniadanie (chyba jedno z 2, czy 3 na których byliśmy - te pory śniadań są zdecydowanie o zbyt dziwnych porach. Między 7, a 9 się śpi...a nie jada jakiś frykasów), ostatnie przepatrzenie czy wszystko mamy. I przed hotel - prawie idealnie o czasie, a nawet - minute czy dwie spóźnienia...
Busika nie ma, ale - Turcy mają dziwne poczucie czasu, do którego się przyzwyczaiłem. Jednak po 20 min czekania - zaczyna być to troszkę irytujące. Mija pół godziny "it's ok, nic się nie dzieje....siedzimy, czekamy.... Chyba".
Po 45 min czekania - telefon do kierowcy, który otrzymaliśmy tak na wszelki wypadek.
Hmm dziwne, on twierdzi - że nikogo z takiego hotelu miał nie zabierać. A właściwie to nie on miał jechać, tylko jego kolega - ale się zamienili... bosko...
Skoki mieliśmy zaplanowane na 11, licząc dojazd do Oludeniz - ok godzinę, później wyjazd na szczyt - kolejną godzinę.
Po drodze - pewnie jeszcze jakieś zebranie - super.
Czyli nasz plan, można sobie o kant rozbić. A miało być tak pięknie - dzień zacząć od latania, później byczenie się na świetnej - zachwalanej wszędzie plaży, połażenie po lagunie, wieczorem - powrót do Fethiye. Tym bardziej, że nam wszyscy mówili - że najlepiej skakać rano...
No nic - po chwili telefon, żeby czekać - ktoś po nas przyjedzie.
Po kolejnej pół godzinie - podjeżdża pickup - o stanie technicznym - lepiej nie mówić... szybkie pytanie, czy jesteśmy klientami Focus'a - tak, no to wsiadajcie. Okazało się, że gdzieś tam po drodze - zapomniano nas przepisać z listy na listę...
Kierowca po drodze - łamiąc wszelkie przepisy i osiągają 4 prędkość kosmiczną, my wciśnięci w fotele pomiędzy narzędziami, linami itd.
Cóż - jak dla mnie - dużo fajniej niż w klimatyzowanym wygodnym busem :)
Dojeżdżamy do miasteczka, widać z daleka stojące na ulicy - charakterystyczne półciężarówki m.in. z logo FOCUS. Proszą nas - aby wejść do biura i poczekać. Tam - sporo ludzi czekających, właściwie nikt nic nie wie. Każą nam usiąść. Biorę trochę linki paracordu - w celu zabezpieczenia komórki i aparatu. Na TV lecą filmy kręcone z poprzednich skoków. Jest fajnie... Wokół kręci się sporo instruktorów/pilotów - zbierają powoli sprzęt. Godzina 11 - więc na skok o 11 nie ma co liczyć. Ludzie zaczynają się zbierać - nas nikt nie woła - no ale - my mamy skakać z wyższego miesca startu, znów upomnienie się "a to Wy nie na górze?"

Nosz kurwamaciami nie będziem rzucać, bo i tak nie zrozumieją. Even coraz bardziej wk...iona... Po chwili sprawdzania w papierach - to szybko - zabierać bety i lecieć za grupą, wychodzimy z ostatnimi instruktorami.
Okazuje się, że jednak jedna z tych półciężarówek - to nasz transport. Glajty razem z uprzężami i workami z kombinezonami idą na dach, my do środka - na odkrytą pakę.
Wymieniamy pierwsze uśmiechy z naszymi instruktorami - zaczyna być sympatycznie. W końcu - nie ich wina, że mają taki burdel organizacyjny...

Od Skok w tandemie z Badabag 6500 ft

Już na początku drogi - małe akrobacje jednego z nich, który postanawia, że jednak w kabinie ciężarówki jest mniej wygodnie - i w czasie jazdy się przenosi do nas. Co tam, że samochód jedzie po wertepach ze sporą prędkością - a przejścia bezpośredniego nie ma. Wjeżdżamy na górską, kamienistą - leśną drogę. Tu kolejna osoba z kabiny + jedna z paki - postanawiają przesiąść się na dach - ejj ja też tak chce :D

Od Skok w tandemie z Badabag 6500 ft

Robi się coraz zimniej - czas założyć polar...

Od Skok w tandemie z Badabag 6500 ft

Po prawie godzinie jazdy na szczyt - bardzo malowniczą trasą - jesteśmy. Przed nami stoi już kilka samochodów innych szkół - część podobna do naszego "złoma", część to klasyczne terenówki.

Od Skok w tandemie z Badabag 6500 ft

Niestety - wygląda na to, że nasze marzenia (i zapewnienia naszego "agenta", że będziemy skakać z najwyższego punktu - można włożyć między bajki), będziemy skakać z pośredniej wysokości - tu gdzie wszyscy, co zresztą potwierdza mój GPS - 1748m +-25m. Niestety - do naszego wymarzonego 2000 m (6500ft) trochę brakuje. Podobno nie ma warunków na skok stamtąd. W praktyce - podejrzewam, że z dwiema osobami po prostu im się nie chce.

Od Skok w tandemie z Badabag 6500 ft

Od Skok w tandemie z Badabag 6500 ft

Szybkie szkolenie, które właściwie zawiera się w słowach, że jak będziemy gotowi, to na krzyk go - mamy jak najszybciej zbiegać w dół - i lecieć ;) i aby w żadnym wypadku się nie zatrzymywać. Jak zaczynamy biegnąć - to nie ma już odwrotu.

Od Skok w tandemie z Badabag 6500 ft

Rzut oka w kierunku przeciwnym niż nasza laguna...tą drogą trochę wyżej jedzie się na najwyższe stanowisko startowe....

Od Skok w tandemie z Badabag 6500 ft

Dostajemy sprzęt - kombinezony, kaski. Hmm kaski? Ja nie chce. Przymierzam się do robienia zdjęć w kasku - będzie ciężko :/ Jak to?
A dlaczego to nomadek widział na filmach i zdjęciach w folderach ludzi, którzy latali swobodnie - wiatr we włosach etc. Znów nas oszukali szubrawcy....

Od Skok w tandemie z Badabag 6500 ft

Od Skok w tandemie z Badabag 6500 ft

Nic to - zapierający dech w piersiach widok - łagodzi takie niedogodności.

Od Skok w tandemie z Badabag 6500 ft

Faktycznie - laguna ma prawo być uważaną za najładniejszą na wybrzeżu Tureckim...
Obserwujemy kolejne starty, adrenalina jakoś nie działa. Podchodzę bardzo spokojnie na luzie.

Od Skok w tandemie z Badabag 6500 ft

Od Skok w tandemie z Badabag 6500 ft

Wymieniamy uwagi z moim pilotem (niestety dostał mi się największy mruk i milczek z nich wszystkich), reszta z wielkim uśmiechem - ten ma minę znudzonego. Zazdroszczę trochę Evenstar, której skoczek jest chodzącym wulkanem energii...

Od Skok w tandemie z Badabag 6500 ft

Od Skok w tandemie z Badabag 6500 ft

Od Skok w tandemie z Badabag 6500 ft

Jej skrzydło już rozłożone na ziemi, ostatnie machnięcie do siebie... kręcę jej start.. no to już jest w powietrzu. Obserwuje malejący glajt. Widzę, jak wchodzi w komin wznoszący i idzie wysoko, bardzo wysoko...

Po chwili klepnięcie w ramię - nasze skrzydło przygotowane, startujemy jako jedni z ostatnich. Wpięcie się w krzesełko, chwyt kierownika startowiska za przednie paski, pilnuje, abym przypadkiem nie zaczął biec póki nic nie jest gotowe. Za mną słyszę "Are you ready?" moje "yes", pilnujący nas Turek patrzy mi w oczy i się pyta "Ready?" "Yes of corse", najwidoczniej spodobało mu się moje spojrzenie - "no już k-wa chce lecieć. Lecieć..." bo uśmiech, klepnięcie w ramię i go go go...
Kilka kroków w dół kamienistego zbocza - właściwie ciężko nazwać to biegiem, jednak ten sprzęt trochę przeszkadza, do tego - dopasować swoje kroki, do kogoś z kim się jest spiętym uprzężami - ciężko. I już po chwili nogi odrywają się od ziemi,zgodnie z szkoleniem, mam się podciągnąć na krzesełko i usiąść w nim. Hmm wygodnie, po chwili - spojrzenie w górę - piękny widok rozwiniętego, napełnionego powietrzem skrzydła. I klepnięcie w ramię - ręka, która odpina pasek kasku. Achhhhaaaa, czyli jednak będzie wiatr we włosach. Okazuje się, że kask obowiązkowy jest tylko przy starcie i lądowaniu. Wygodnie się rozpieram, robię zdjęcia, kręcę filmy...

Od Skok w tandemie z Badabag 6500 ft

Od Skok w tandemie z Badabag 6500 ft

Od Skok w tandemie z Badabag 6500 ft

Kolejne zakręty, lekkie wznoszenia. Mój pilot - pokazuje mi, gdzie jest moja dziewczyna. Dużo, dużo wyżej i właśnie zaczyna kręcić akrobacje...
Niestety - nie lecimy tak wysoko, jak poleciała evenstar.Może - do tego musiałbym być piękną blondynką, może słonie nie mogą tak wysoko lecieć, może - nie trafiliśmy na odpowiedni prąd wznoszący. A może mojemu pilotowi się po prostu nie chce. Zresztą mój lot jakiś niemrawy, spokojny. Ja chce więcej adrenaliny...
Choć - widok po raz kolejny sprawia, że szczęka opada...

Od Skok w tandemie z Badabag 6500 ft

Od Skok w tandemie z Badabag 6500 ft

Od Skok w tandemie z Badabag 6500 ft

Jakieś pytanie od pilota, niestety wiatr skutecznie zagłusza, zrozumiałem - czy się nie boję.
Ja mówię, że nie, że jest super. (niestety dopiero na ziemi się dowiedziałem, że się pytał czy chce akrobacje - stunts. Nosz.... k-wa.... jak pech to pech, jasne - że chciałbym)...

Od Skok w tandemie z Badabag 6500 ft

Na tej plaży będziemy lądować:
Od Skok w tandemie z Badabag 6500 ft

Od Skok w tandemie z Badabag 6500 ft


Równoczesne kręcenie filmów i robienie zdjęć jest ciężkie. Do tego - wymiana "aparat" "komórka (którą kręce filmiki)" utrudnione. Plus fakt, że nie zawsze tam gdzie się chce - da się zrobić zdjęcie. Jak na tym zdjęciu widać - czasem przeszkadzają własne nogi :D

Od Skok w tandemie z Badabag 6500 ft

Od Skok w tandemie z Badabag 6500 ft

Po ok pół godzinie lotu - ostatni skręt 180 stopni, pilot zakłada mi kask i lecimy w kierunku lądowiska - deptaka przy plaży. Żal, że tak krótko - tym bardziej - że even jeszcze nie wylądowała, więc - biorąc pod uwagę - że wystartowała dużo wcześniej (circa jebałt z 10-15 min wcześniej), to jej lot trwał ok 45-50 minut i to jeszcze miała akrobacje. Grrrr.

Od Skok w tandemie z Badabag 6500 ft

U mnie lot trwał za krótkoooo (ale i tak - wart każdych pieniędzy).

Od Skok w tandemie z Badabag 6500 ft

Od Skok w tandemie z Badabag 6500 ft

Lądowanie z przelotem tuż nad głowami ludzi nieświadomie idących deptakiem. Krzyki - aby się odsunęli, zeskoczenie z krzesełka i zawiśnięcie na uprzęży. Uderzenie w ziemie dużo słabsze niż oczekiwałem - kilka kroków i za uprząż łapie pomocnik odpowiedzialny za lądowisko. Za mną i przede mną kolejne lądujące skrzydła.

Od Skok w tandemie z Badabag 6500 ft

Od Skok w tandemie z Badabag 6500 ft

Od Skok w tandemie z Badabag 6500 ft

Jakieś 5 min po mnie - ląduje Karolina z wielkim bananem na twarzy :D
Zrzucenie sprzętu, parę słów do kamery - wywiad robiony przez mojego pilota - na potrzeby ew filmiku z mojego lotu.
Powrót do biura po nasze rzeczy, oddanie sprzętu, kilka słów z naszymi pilotami, oglądanie filmów z naszych lotów (większość pilotów miała kamery/aparaty) - jeśli ktoś chciał, mógł mieć pamiątkę ze swojego lotu, niestety cena trochę zaporowa. Decyduje się jedynie na kupno koszulki pamiątkowej. Co ważne - prawo do kupna tych koszulek mają wyłącznie osoby, które skoczyły - tym bardziej cenna :)
Koszulka jest świetna - obecnie jedna z moich ulubionych :D
Reszta dnia spędzona leniwie na plaży, zresztą - rozczarowującej. Owszem jest szeroka, ale widoki dużo ładniejsze z góry. Tutaj okoliczne szczyty jakoś maleją, nie widać tych najwyższych. Kolor wody - również mniej ciekawy.

Od Skok w tandemie z Badabag 6500 ft

Od Skok w tandemie z Badabag 6500 ft

Do tego - w poblizu plaży molo i mini port dla łodzi wycieczkowych, więc momentami i widoczne ślady po ropie i śmieciach... Cenowo - wszystko znacznie droższe niż u nas. Za to kurs w kantorze - dużo mniej korzystny. Zresztą - zaczyna się robić późno. Jakby na to nie patrzeć - planowaliśmy rozpoczęcie plażowania wcześniej (tutaj zanim dotarliśmy na plaże - zrobiła się 15). Jednak to opóźnienie na starcie sporo nas kosztowało. Bawię się w fotografowanie kolejnych krążących skrzydeł, lądowań...

Od Skok w tandemie z Badabag 6500 ft

Od Skok w tandemie z Badabag 6500 ft

Od Skok w tandemie z Badabag 6500 ft

Plaża pustoszeje - idziemy na przystanek busów i wracamy jednym z ostatnich wracających do Fethiye. Czy było warto? Zdecydowanie tak :D Czy poleciłbym skakanie z Focusem - ponownie - zdecydowanie tak. Pomijając lekkie zamieszanie i olewcze podejście do czasu - tak typowe dla turków, to jednak w powietrzu - czuć było profesjonalizm. Więc - pewnie tam jeszcze wrócę :D

środa, 3 listopada 2010

Oto historia z kantem co podwójne ma dno
Gdyby napisał ją Dante
To nie tak by to szło...


22.07.2010...
Kolejna sesja z moją ulubioną, ukochaną modelką - Magdą "Medeah". W sporej części wg jej pomysłu. Z mojej strony - bieganie po sklepach i szmateksach, szukanie szmatek, zwanych przez niewiasty ubraniami, które przydałyby się do zdjęć...
Oczywiście - kiedy coś jest potrzebne, to tego nie ma.
No nic - z tym co jest, jadę do Krakowa, gdzie Magda już czeka. Kiedy jestem w drodze, medeah dzwoni mi - że w Krakowie pogoda jest kiepska i trochę za zimno na nasz pierwotny plan.
"Nie można tak myśleć! Przecież gdzieś musi istnieć jakiś inny, lepszy świat!"

Cóż - opcja z myjnią samochodową odpada - wobec tego, koncentrujemy się na pierwszej części plany - czyli sportowy samochód i fajnie ubrana modelka - tym razem dość mocno odległa od wcześniejszych - drapieżnych wcieleń.

Co z tego wyszło? Niech opowie nieco humorystycznie opowiedziana historia - z wybranych specjalnie pod tym kątem zdjęć...

Co się dzieje z połączenia kobieta + samochód + narzędzia?...


Kobieta + niezły samochód to widok zawsze cieszący oko...
Od Medeah - car...

Od Medeah - car...

... zwlaszcza kiedy kobieta zmienia stroje szybciej, niż mechanicy formuły 1 opony w bolidzie...
Od Medeah - car...

Od Medeah - car...

Od Medeah - car...

I kiedy kobieta ma nogi dłuuugieee aż do samej ziemi...
Od Medeah - car...

... I strój odsłaniający brzuch, ale...
Od Medeah - car...

...uważaj, mimo - że również w czerni (w towarzystwie srebrnego samochodu) - wygląda super...
Od Medeah - car...

...ponieważ właśnie tutaj czai się niebezpieczeństwo - kiedy pozwolisz kobiecie zblizyć się do samochodu z narzędziami...
Od Medeah - car...

Od Medeah - car...

Niekoniecznie uzyskasz pożądany efekt :D :D
Od Medeah - car...

(Uwaga. Podczas tej sesji zdjęciowej nie ucierpiał żaden samochód) ;)